poniedziałek, 18 marca 2013

Better me in 2013

Każda z nas wraz z nowym rokiem ma postanowienia. Moim noworocznym i całożyciowym postanowieniem jest odzyskanie samej siebie. Już jakiś czas temu pisałam, że podjęłam wraz z Ewą Chodakowską walkę o nową siebie. Ale co to dokładnie znaczy.

Do tej pory moje zwyczaje żywieniowe nie spotkały się z aprobatą kogokolwiek, nie mówiąc już o dietetykach. Na śniadanie wypiłam kawę (no dobrze mleko z kawą), na drugie śniadanie w pracy wypijałam kawę (więcej kawy niż mleka), a na obiad zjadałam coś co wpadło mi w ręce. Raz owoc, a raz niezdrowe i spuchnięte jedzenie na wynos. Wracałam do domu i tutaj w zależności od mojego samopoczucia, sił i chęci coś gotowałam – najczęściej warzywa plus chude mięso lub szłam na łatwiznę i zapychałam się tym, co było dostępne w domu – chipsy, czekolada, chleb. I w tym momencie jak już nie wcześniej większość Was złapała się za głowę. Mi też jak to czytam włos jeży się na skórze. Niestety dla mnie to była rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień przybywało mi tu i ówdzie kilogramów - niestety nie mięśni, ale tłuszczu.


W przypadku takiego podejścia do żywienia ciężko jest z dnia na dzień przestawić się i nagle z dbałością przygotowywać codzienny jadłospis. Zaczęłam stopniowo. Najpierw wprowadziłam do swojego menu ŚNIADANIE – takie pełnowartościowe, które dodaje siły i energii na długi czas. Skoczyłam od razu na głęboką wodę. Zaczęłam od owsianki, czyli od znienawidzonej w dzieciństwie papki, której nie byłam w stanie przełknąć, a na samą myśl miałam mdłości. Okazało się, że owsianka może być dobra, a nawet smakować ;) Potem zadbałam o swoje drugie śniadanie, na które w zależności od dnia i dostępnych produktów wybieram kefir, kanapkę z pełnoziarnistego pieczywa z warzywami, chudą wędliną. Z czasem zaczęłam zabierać ze sobą na obiad, który wypada w pracy, sałatkę. A teraz przed powrotem do domu zjadam jeszcze małą przekąskę – serek lub garść orzechów. W domu oddaję się lekkiej kolacji.


I tak z chaosu przeszłam do ładu. Nie powiem, że od razu było łatwo, bo przecież i nie Rzym od razu zbudowano, ale podjęłam walkę i to było dla mnie najważniejsze. Teraz już nie wyobrażam sobie jeść w inny sposób niż średnio co 3 godziny i wypijać przy tym minimum 1,5 litra wody. W końcu zrozumiałam czemu miałam częstą zgagę i czemu nie zawsze miałam humor. To nie hormony, ale to, co jadłam wyniszczało mnie od środka jak i na zewnątrz. Coś w tym jest, że jesteś tym co jesz. Każda z Was już wie jak wyglądałam do niedawna, a jak wyglądam teraz J

Tak dużo napisałam o tym jak zmieniło się moje podejście do jedzenia, bo w powrocie do formy to właśnie zmiana w myśleniu o żywieniu stanowi 70%. 30% stanowią ćwiczenia, które dzięki Ewie Ch. stały się dla mnie codzienną przyjemnością, a nie smutnym obowiązkiem. Nie wyobrażam sobie dnia bez skalpela, turbo czy killera.
Jeśli nie wiesz od czego zacząć, a to, co napisałam Ci nie wystarcza odwiedź stronę ewachodakowska.pl. Znajdziesz tam drogowskaz J







0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Translate

© Simplicity Of Fashion, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena